Ludi zmienia nasz świat – historia pewnej adopcji

Najpierw była myśl: by otworzyć dom przed kimś, z kim można dzielić codzienność – szczególnie tę spędzaną w pojedynkę, w której bardzo przydaje się ciepła sierść i mokry nos. Potem pierwsze spotkanie i decyzja, którą podjęła za nie mała czarna suczka – tuląc się do nóg przyszłej właścicielki. O kolejnych etapach adopcji Ludi Ania i Magda z Poznania opowiedzą Wam w poniższym felietonie. Znajdziecie w nim mnóstwo emocji, wiele cennych adopcyjnych wskazówek i historię, w której pies i człowiek spotykają się w połowie drogi, by stworzyć zgrane trio na resztę życia.

Od miliona przemyśleń do jednej decyzji

Ludi pojawiła się w naszym domu po około rocznym rozmyślaniu na temat posiadania psa. Ja nigdy nie miałam żadnego większego i bardziej wymagającego zwierzątka (poza malutkim chomikiem), Ania natomiast wciąż wspominała swoim dawnym psie Morusie i mieszkającej z rodzicami kotce. Muszę nawet przyznać, że kiedyś bałam się psów i kotów, ale są to dawne lęki. Teraz chciałyśmy mieć kogoś, z kim będziemy dzielić naszą codzienność, do kogo będzie się można przytulić, kiedy jedna z nas będzie musiała na chwilę wyjechać, albo z kim będzie się można pobawić po długich godzinach pracy. Dlatego też kiedy wróciłam z półrocznego zagranicznego stypendium i uznałam, że nie zamierzam więcej na tak długo wyjeżdżać, wróciłyśmy do tematu psiaka. Przegadałyśmy po raz kolejny wszystkie kwestie (Co z wakacjami? – Jedzie z nami! Co z knajpami? – Szukamy psiolubnych. Co z pracą? – Wolne zawody. Co z mieszkaniem? – W dwóch pokojach bez dywanów na pewno się pomieścimy!) i podjęłyśmy decyzję: adopcja psa.

Mała, czarna i na chudych łapkach

Zdecydowałyśmy, że będzie to nieduża suczka ze schroniska. Oczywiście trochę obawiałyśmy się tego wszystkiego, z czym zwykle borykają się adoptujący psy ze schroniska – braku informacji o ich wcześniejszej historii, różnych lęków, stanu zdrowia, który trudno jest jednoznacznie ocenić bez wglądu w badania (o ile w ogóle je przeprowadzano) itd. Jednak już wcześniej obserwowałyśmy pewną fundację, która ratuje małe szczeniaki – leczy je, szczepi, odchowuje i oddaje do adopcji. Psiaki są zadbane i otoczone troskliwą opieką, bo codziennie czuwają nad nimi cudowni ludzie. Zadzwoniłyśmy więc do fundacji i umówiłyśmy się na pierwszą wizytę, aby poznać psiaki, któregoś z nich wybrać i wszystko ustalić. W ostatni weekend lipca wybrałyśmy się w okolice Sochaczewa, gdzie poznałyśmy ponad setkę maluchów, które czekały na nowych opiekunów. Ludi podeszła do mnie, kiedy tylko weszłam do jednego z kojców – przytuliła się do mojej nogi i tak sobie stała. Kilka innych psiaków skakało na nas, domagało się głaskania i zabawy, a ona sobie po prostu stała. Cała czarna, na długich chudych nogach, z ciemnymi smutnymi oczami. No cóż, wybrała za nas.

Ludi zmienia nasz świat – historia pewnej adopcji

Przygotowania i ważne wizyty, czyli czas tuż przed wielką zmianą

Sama procedura adopcji psa początkowo może wydawać się dość skomplikowana. Po pierwszej wizycie zapoznawczej, która polegała nie tylko na poznaniu psiaków i wyborze tego jedynego, ale również na udzieleniu odpowiedzi na szereg pytań jednego z opiekunów (gdzie mieszkamy, czy mamy dzieci, czy mamy miejsce w mieszkaniu dla psiaka, kto będzie formalnym właścicielem, czy jesteśmy pewne swojej decyzji itd.), czekała nas jeszcze wizyta przedadopcyjna. W umówionym terminie odwiedziła nas jedna z wolontariuszek fundacji i zadała nam kolejne kilkanaście pytań. Większość z nich miała na celu sprawdzenie, czy wiemy, z czym wiąże się posiadanie psa (koszty, spacery, weterynarz, opieka), na czym polega opieka nad nim (karmienie, dbanie o zdrowie, zobowiązanie do kastracji lub sterylizacji) i z jak dużą odpowiedzialnością będziemy musiały się zmierzyć. To dosyć stresujące przeżycie, ponieważ nie wiesz, czy jesteś wystarczająco dobry, aby powierzono Ci zwierzaka pod dożywotnią opiekę. Na szczęście pani, która nas odwiedziła, od razu uznała, że nadajemy się na nową rodzinę dla Ludi. Spodobało jej się także legowisko i torba zabawek, które przygotowałyśmy dla psiaka. Życzyła nam powodzenia i przekazała pracownikom fundacji informację, że możemy przyjechać po Ludi. Cała procedura zajęła nam trzy tygodnie, ale można to załatwić szybciej – dla nas wyjazd po Ludi wiązał się z kilkugodzinną podróżą w jedną stronę, więc potrzebny był nam wolny weekend.

Hurra – mamy psa!

Wreszcie nadszedł ten dzień – zapakowałyśmy do auta kocyk, szelki oraz smycz i ruszyłyśmy po Ludi. Pracownicy fundacji wszczepili jej czip (który trzeba zarejestrować), przekazali nam jej książeczkę zdrowia i poinformowali o zrobionych szczepieniach (miała właściwie już komplet). Oprócz dużej porcji dobrych rad i ostrzeżeń (że nie wolno jej wypuszczać na drogę, bo może uciec; że nie potrafi chodzić na smyczy; że u nas w domu może mieć zupełnie inny charakter itd.), otrzymałyśmy również trochę karmy na kilka pierwszych dni i zapewnienie, że w każdej chwili możemy się z fundacją skontaktować, gdyby pojawiły się jakiekolwiek problemy. Fundacja zobowiązała się również pomóc w przypadku choroby psiaka czy kosztownego zabiegu sterylizacji (mają zaprzyjaźnionego weterynarza, który oferuje zniżki adopciakom). Poza tym musiałyśmy obiecać, że w przyszłości będziemy przysyłać zdjęcia Ludi. I tyle. Od teraz to my byłyśmy jej opiekunkami.

Kiedy Ludi do nas trafiła, małym modyfikacjom uległo jej imię. Najpierw miała być Luda – piękne rosyjskie imię, którego posiadaczki są podobno wyjątkowo towarzyskie, sympatyczne i przyjacielskie. Uwielbiamy stare rosyjskie filmy, więc od dawna było wiadomo, że nasz przyszły psiak będzie nosił imię którejś z filmowych bohaterek. Luda wydało się nam najpiękniejsze. No i zdrobnień można utworzyć tysiące – Ludeczka, Ludunia, Ludka. Z tego zdrabniania, już kiedy sunia była u nas, w końcu wyszła Ludi i ta wersja najbardziej się wszystkim spodobała.

Pies ze schroniska – na co się piszemy?

Pierwsze dni z Ludi do najłatwiejszych nie należały. Mała musiała nauczyć się czystości (na szczęście sikała tylko na podkłady higieniczne), a przede wszystkim nabrać pewności, że z tego domu już jej nikt nigdzie nie zabierze. Ze względu na to, że fundacja położona jest dosłownie w szczerym polu i psiaki nie mają kontaktu z niczym ani z nikim poza opiekunami i ewentualnymi chętnymi do adopcji, Ludi okropnie bała się wszystkiego, co wiąże się z miastem – pieski ze schroniska mogą zachowywać się w podobny sposób. Dzieci, rowerzyści, samochody, tramwaje, zupełnie inne odgłosy – wszystko to przerażało małego psiaka. Dlatego pierwsze spacery musiałyśmy ograniczyć do okolic naszego bloku, a i tak każde wyjście na zewnątrz wiązało się z długim namawianiem Ludi do zrobienia kolejnego kroku. Jedyne, co od początku jej się spodobało, to winda z dużym lustrem. Ludi uwielbia przeglądać się właściwie w każdym lustrze.

Na początku wszystko było przerażające – nie tylko dla niej, ale również dla nas. Przez pierwsze dwa dni Ludi mało sikała, więc panikowałyśmy, że pewnie jest chora. Nie za bardzo chciała też jeść. No i wstawała w nocy przynajmniej kilka razy (na szczęście od razu polubiła swoje nowe legowisko). Niepokoił nas również strach, który mała okazywała przy każdym wyjściu z domu (myślałyśmy nawet o zwróceniu się po pomoc do behawiorysty, ale na szczęście problem minął). Ludi musiała przyzwyczaić się do nas, a my do zupełnie nowego rytmu dnia. I także do tego, że nie zawsze wszystko musimy wiedzieć i nie wszystko musimy robić perfekcyjnie. To wtedy po raz pierwszy i ostatni pojawiły się w naszych głowach myśli: „Matko, co my zrobiłyśmy?! Wzięłyśmy psa i co teraz?!”. Nie na wszystko da się przygotować. I nie o wszystkim poinformują Was wszechobecne w sieci poradniki dla młodych opiekunów zwierząt. Poza tym co innego wiedzieć coś teoretycznie, a zupełnie co innego sprawdzać to w praktyce. Dlatego lojalnie ostrzegamy – pierwsze dni będą trudne. Może nie od razu zakochacie się w Waszym czworonogu. Może będziecie mieli dosyć nieprzespanych nocy i wiecznie zalanej podłogi. Ale spokojnie, pokochacie tego psiaka na pewno. A czystości, chodzenia na smyczy i przesypiania całej nocy Wasz przyjaciel nauczy się szybciej, niż myślicie. Warto w tych kryzysowych dniach skontaktować się z kimś, kto już taki proces przeszedł – pewnie chętnie Was pocieszy, że on też miał wszystkiego dosyć i że również te negatywne emocje tuż po adopcji są czymś normalnym.

Ludi zmienia nasz świat – historia pewnej adopcji

Zmiany, na które potrzeba czasu

I rzeczywiście, po kilku dniach cogodzinnych spacerów, wstawania w nocy i zamartwiania się, czy z jej zdrowiem wszystko jest w porządku, Ludi się uspokoiła, opróżniała szybko całą miskę jedzenia i nauczyła się czystości. Z czasem polubiła również swoją nową okolicę – dziś po osiedlu chodzi już z podniesionym ogonem, a dzieci, dorosłych i inne psiaki sama chętnie zaczepia, domagając się czułości lub smaczków. Poznała również swoich nowych kolegów i koleżanki, w tym małą suczkę z tej samej fundacji – uwielbiają spędzać całe godziny na ganianiu po trawniku.

Odkąd mieszka z nami Ludi, zmienił się nasz rytm dnia – psiaki wymagają regularności, więc stałymi elementami naszego życia stały się spacery i posiłki, a także zabawa. Ale obecność Ludi wcale nie ogranicza nas tak, jak myślałyśmy na początku. Mała chętnie chodzi z nami do restauracji (grzecznie siedzi na swojej ulubionej poduszce, którą zawsze ze sobą zabieramy) i uwielbia jazdę samochodem (i do tego siedzi lub leży grzecznie przypięta z tyłu). Zabrałyśmy ją już także na jeden z naszych licznych wyjazdów – na szlakach w Górach Stołowych radziła sobie lepiej niż my, a właścicieli i innych gości pensjonatu w Radkowie wręcz pokochała. Nagle się okazało, że w Polsce nie brakuje miejscówek, w których psiaki są mile widziane.

Siła czterech łap zmienia nasz świat!

Nie sądziłyśmy również, że tak szybko Ludi stanie się członkiem naszej rodziny. I to takim, bez którego już sobie tej rodziny nie wyobrażamy. Jej radosny taniec, który zawsze nam prezentuje, kiedy wracamy z pracy, wynagradza wszystko. Nawet kolejną porwaną w drobny mak gazetę albo kolejną rozwiniętą i pogryzioną rolkę woreczków. Tylko ona wie, kiedy podejść i dać się pogłaskać, zapewniając zbawienną przerwę, gdy kolejną godzinę pracujemy przed komputerem. Tak naprawdę dopiero pierwszy kilkudniowy wyjazd jednej z nas i ogromna tęsknota za Ludi sprawiły, że poczułyśmy tę wyjątkową więź, która nas z nią łączy. Czasami też się zastanawiamy, jak zareagowałaby na brata lub siostrę. Może w przyszłości to sprawdzimy.

Coraz częściej zdajemy sobie sprawę , że Ludi to naprawdę grzeczny psiak, a adopcja z fundacji to była bardzo dobra decyzja. Choć sam proces adopcyjny był trochę skomplikowany, a jeżdżenie kilka razy po kilkaset kilometrów wymagające, wybór dobrej fundacji okazał się strzałem w dziesiątkę. Weterynarz, którego odwiedziłyśmy z Ludi, przyznał, że jest ona zadbana, ma bardzo dobrej jakości szczepienia, a porady dotyczące sterylizacji, których nam udzielono, świadczą o dużej odpowiedzialności dotychczasowych opiekunów suczki. Psiak nie ma żadnych problemów z zachowaniem, szybko się zaaklimatyzował w nowym miejscu i choć proces wczesnej socjalizacji miał już za sobą (Ludi miała 5 miesięcy, kiedy do nas trafiła), to chętnie uczy się nowych rzeczy. Opierając się na własnym przykładzie, możemy zatem śmiało stwierdzić, że wybór dobrego schroniska lub fundacji również ma ogromne znaczenie dla Waszej przyszłej relacji z psiakiem.