Słowo o odpowiedzialności

Gdy mamy psa, ponosimy za niego odpowiedzialność – nie tylko za jego dobre samopoczucie, lecz także za jego poczynania i ich skutki. Jesteśmy w stanie to zrobić tylko w sytuacji, gdy potrafimy odpowiednio reagować na jego zachowania.

Osobiście nie rozumiem zostawiania psów przed sklepem, knajpą czy lokalem fryzjerskim – szczególnie na ruchliwej ulicy. I nie dlatego, że uważam, iż to złe samo w sobie, ale ze względu na to, że najczęściej w taki sposób traktuje się psy, które zupełnie nie są na to gotowe, a ich właściciele nie mają świadomości co do możliwych konsekwencji lub po prostu je ignorują.

Sytuacja jest pewnie nieco inna, jeśli pies został nauczony spokojnego czekania bez względu na to, co się wokół niego dzieje. Widuje się oczywiście takie psy, ale jest ich zdecydowana mniejszość (przynajmniej w naszej okolicy). A przecież i tak zostawianie psa samego może doprowadzić do jego kradzieży, szczególnie jeśli jest rasowy lub w typie rasy. Poza tym zwierzę może uciec albo zostać przez kogoś uderzone (co już się zdarzało i było nawet szeroko komentowane w mediach), albo nawet pogryzione przez innego psa. Niektórzy ludzie boją się psów i mają do tego prawo. Możemy też oczywiście zostać ukarani mandatem, jeśli nasz pupil nie jest „należycie zabezpieczony”. Konsekwencji może być sporo – więc po co ryzykować?

Mój pies nie należy do tych, które można spokojnie zostawić na ulicy. Zaraz będzie chciał się z każdym witać i rozumiem, że to może komuś przeszkadzać. Nie widzę powodu, dla którego inni ludzie mają być zmuszani do tego, by iść inną drogą, bo ja akurat teraz muszę zrobić zakupy. Nie lubię sprawiać problemów ani zagrożenia dla innych osób.

Pokusa jest pewnie duża – idziemy do sklepu lub na chwilę do znajomego, więc zabieramy psa „na spacer”, żeby załatwić dwie sprawy za jednym zamachem. Nie raz zdarzało mi się mijać przywiązanego przed sklepem psa, który reagował agresją na ludzi przechodzących obok ze swoimi czworonogami (na smyczy) albo przez kilkanaście minut wył i szarpał się na smyczy w oczekiwaniu na swego pana. Wiele razy widziałam właścicieli, którzy niewzruszeni obserwowali całą sytuację z wnętrza sklepu. I jasne, że można powiedzieć: „Co to komu przeszkadza?”. Ale co jeśli taki pies kogoś zaatakuje? Nie mówiąc już o stresie czy strachu, który takie zwierzę przeżywa – bo nie wierzę w psy agresywne bez powodu. Raz nawet specjalnie czekałam, żeby zwrócić komuś uwagę na agresywnego psa zostawionego pod sklepem, oczywiście bez kagańca. Był dość spory, w typie amstaffa, i uwiązany tak, że nie sposób było zauważyć go zawczasu i ominąć. Zaatakował mojego psa, a dosłownie chwilę potem psa kolejnej osoby, idącej tym samym chodnikiem. Obawiam się, że moja interwencja mogła pozostać bezskuteczna, bo właściciel jedynie zbył mnie niemiłym fuknięciem. Cóż, to kwestia indywidualnego poziomu odpowiedzialności.

Moje zdanie brzmi następująco: jeśli wybieramy się gdzieś, gdzie nie możemy wejść z psem, to nie bierzmy go ze sobą. Po co ryzykować utratę zwierzęcia lub problemy, czy też narażać go na stres? A jeżeli już musimy (ale to naprawdę absolutnie musimy) gdzieś go zostawić, to miejmy pupila cały czas na oku i reagujmy, gdy jego zachowanie okazuje się problematyczne dla innych. Wtedy wszystkim nam będzie żyło się z psami przyjemniej. A co najważniejsze – psi spacer będzie prawdziwym psim spacerem, a nie tylko wyjściem po bułki do sklepu.