Nastała jakaś nowa moda. Moda w najbardziej negatywnym znaczeniu tego słowa. Moda na nienawiść do zwierząt. Nie jestem w stanie tego zrozumieć i budzi to mój (i wielu, wielu właścicieli psów) głęboki sprzeciw.
O co chodzi? Chodzi o podkładanie na ulicach i w parkach kiełbasy z trutką na szczury, parówek nafaszerowanych gwoźdźmi czy chleba z pokruszonym szkłem. W Poznaniu, gdzie mieszkamy, takie incydenty zdarzają się regularnie, siejąc postrach wśród psiarzy. I wiem, że problem dotyczy nie tylko Poznania, ale wielu miast, szczególnie dużych. Liczba informacji o takich incydentach w Polsce jest przerażająca. Ostatnio w Poznaniu trutka była wyłożona nawet na… wybiegu dla psów. Miejscu, które przecież specjalnie przeznaczone jest dla zwierząt, i w dodatku jest ogrodzone. Wybieg świecił pustkami przez następne kilka dni. Ile trzeba mieć w sobie nienawiści, żeby z premedytacją skazać zwierzę na bolesną śmierć. Dlaczego psy tak bardzo komuś przeszkadzają? A przede wszystkim – komu?
Prawo w Polsce przewiduje kary (nawet do 3 lat więzienia) za znęcanie się nad zwierzętami. Ale nieważne, czy ustawowa kara jest surowa, czy nie (moim zdaniem wciąż za mało surowa), bo i tak nigdy nikt nie został złapany i ukarany za trucie zwierząt na terenach publicznych. Ile psów jeszcze musi zginąć, żeby się to skończyło? Media za każdym razem podają informację, że „sprawą zajmuje się policja”, ale nigdy z tego „zajmowania się” nic nie wynikło. Zawsze zastanawiam się, czy nie można sprawdzić monitoringów ulicznych lub przepytać okolicznych mieszkańców w poszukiwaniu sprawcy. Im więcej sytuacji, w których nikt nie został ukarany, tym większa bezczelność w działaniu. To daje sprawcom poczucie bezkarności. Niedawno czytałam, że na jednej z ulic Wrocławia wywieszona została kartka z informacją, że psy zanieczyszczają ulicę, w zawiązku z czym została na niej wyłożona trutka. Oczywiście, sprawa nie doczekała rozwiązania. Czy rzeczywiście problemem jest niesprzątanie po psach? Nawet jeśli tak, czy oznacza to, że zwierzę trzeba uśmiercić? Co za absurd.
Można zapisać się do lokalnych grup psiarzy na fejsie. Zazwyczaj to tam najpierw pojawiają się ostrzeżenia o wyłożonych „trutkach”. Można zakładać psu kaganiec. Można wychodzić na spacery z psem, nerwowo lustrując całą okolicę w poszukiwaniu trutek. Ale nie o to chodzi. Nie powinno być tak, że ciągle drżymy ze strachu o jego zdrowie i życie.
Nie ma tutaj łatwego i szybkiego rozwiązania. Zakończenie tej groteski wymaga pewnie dużej współpracy ludzi (i to nie tylko właścicieli psów) oraz policji. Po pierwsze, jeśli ktoś ma podejrzenia lub widział, że ktoś podkłada zatrute jedzenie, powinien reagować i zgłaszać sprawę policji. A w naszym społeczeństwie królują dwie postawy: pierwsza – „ja nie chcę mieć problemów”, druga – „to i tak nic nie da”. Jeśli nie będziemy działać, to rzeczywiście nic nie da. Po drugie, jeśli ktoś zauważy podejrzane jedzenie, powinien je posprzątać i wyrzucić. To naprawdę nic nie kosztuje, a można uratować czyjegoś psiego przyjaciela.
A tymczasem uważajmy na swoje psiaki. Jeśli tylko zauważymy, że pies zjada coś podejrzanego lub gorzej się czuje, to szybko udajmy się do weterynarza – im wcześniej zareagujemy, tym większa szansa na wyzdrowienie. Warto również wyćwiczyć z psem komendę „nie” i stosować ją zawsze, gdy pies podbiega do czegoś podejrzanego na ulicy. Będzie to szczególnie przydatne, gdy pies jest puszczony luzem i nie mamy możliwości odciągnąć go smyczą od znaleziska. My właśnie nad tym pracujemy i polecamy filmik instruktażowy naszego ulubionego trenera Piotra Wojtkowa na ten temat. Znajdziecie go na stronie johndog.pl.
Razem z Bajzlem życzymy Wam bezpiecznych spacerów!