Ludzie pozbywają się psów przez cały rok, lecz najwięcej czworonogów porzucanych jest w wakacje. Podobno wtedy średnia liczba porzuceń wzrasta nawet o 40%. To przerażające, jak łatwo niektórzy podejmują taką decyzję. A jeszcze bardziej przerażająca jest ludzka pomysłowość związana z tym procederem – przywiązywanie psa do drzewa, wyrzucanie z jadącego samochodu, podrzucanie przypadkowym ludziom za płot, przywiezienie do schroniska pod pretekstem „znalazłem psa”, zostawienie pod sklepem „niby tylko na zakupy”, zamknięcie w kartonie na parkingu… i tak dalej.
Nawet pisząc te słowa, nie umiem powstrzymać łez. Tym bardziej nie potrafię sobie wyobrazić, jak można podjąć taką decyzję i wcielić ją w życie. Porzucić członka rodziny – istotę, która jest od nas zależna i za którą wzięliśmy kiedyś odpowiedzialność. Nie potrafię sobie wyobrazić, co czuje człowiek, który przywiązuje psa do drzewa w lesie i po prostu odchodzi, jak gdyby nigdy nic. Czy nie słyszy psiego wołania? Czy nie zastanawia się, jak przerażony jest pies? Czy wie, że być może właśnie skazuje go na śmierć? Co myśli człowiek, gdy otwiera drzwi samochodu i wypycha psa na pobocze? Czy rozważa, co stanie się z psem? Co będzie jadł? Czy ktoś go nie skrzywdzi? Czy odzywa się w nim jakieś człowieczeństwo i ma choć trochę wyrzutów sumienia? Czy potem żałuje? Czy tęskni? Nie wiem, czy tak naprawdę chce znać odpowiedź na te pytania, bo sądzę, że może być koszmarna.
Dwa lata temu grupa wspinaczy przez kilka godzin sprowadzała z Rysów porzuconą tam suczkę. Narażając własne życie, niosąc ją na rękach i oddając jej własną wodę do picia. Uratowali ją. A wszystko to dlatego, że jacyś „xyz” mieli chorą fantazję porzucić psa na pewną śmierć w wysokich górach. Takich historii jest dużo. Za dużo.
Najsmutniejsze jest to, że taka sytuacja nigdy nie wydarzyłaby się w drugą stronę. Pies nigdy by nas nie opuścił. Wychowujemy psy, aby były nam wierne, a sami nie umiemy odpowiedzieć im taką samą wiernością. Polecam zobaczenie spotu kampanii społecznej z 2016 roku, nakręconego przez francuską organizację 30 Millions d’Amis Foundation. Po obejrzeniu nasuwa się jeden przykry wniosek: lojalność zwierząt jest czymś, co my, ludzie, powinniśmy podziwiać i naśladować.
Jest jeszcze druga strona medalu, która dotyczy nas wszystkich, a nie tylko tych, którzy porzucają. Przecież żyjemy w społecznościach. Czy nikt nie widzi, że u sąsiadów nagle zniknął pies? Czy nie zastanawia nikogo, że znajomy nagle przestał przyjeżdżać z psem na ryby, a dzieci kuzynki już nie pokazują cały czas zdjęć zwierzaka? Czy nikt się tym nie interesuje, nie pyta, nie docieka?
W mediach słyszy się wiele historii o porzuconych psach, które ściskają za serce i są tematem dyskusji. Ale to wciąż za mało, żeby coś zmienić. Uważam, że powinien być wprowadzony powszechny obowiązek rejestrowania psów, wraz z określonymi narzędziami kontroli. Każdy pies, który odwiedzi jakikolwiek gabinet weterynaryjny, powinien być obowiązkowo chipowany oraz rejestrowany w bazie wraz z pełnymi danymi właściciela. Bez wyjątków. Bazy istnieją. Chipy istnieją. Jedyne, czego brakuje, to przepis. Po pierwsze, może więcej osób zastanowiłaby się, czy naprawdę chce mieć psa. A po drugie, porzuceń (i nie tylko) na pewno byłoby mniej. Szkoda tylko, że z powodu strachu przed karą, a nie miłości do zwierzęcia.